Zamach na przyrodę

Scena pierwsza, akt pierwszy – Zrujnuję tą dziadowską przyrodę!
Występują: pan Zenek, anonimowy mężczyzna w czapce z daszkiem oraz ja
Dialog napisało życie.

Ja (z niemałym zdziwieniem): dlaczego ustawia pan lodówkę w lesie?

Pan Zenek (klnąc pod nosem): pani, a co ja mam z tym zrobić? Nie działa, to przywiozłem – może ktoś weźmie. I idź już pani…

Rozmowa toczyła się dalej, chociaż pan Zenek i jego kolega do końca nie zrozumieli, że miejsce zepsutej lodówki jest na wysypisku śmieci, a nie w lesie.

Miał to być artykuł o pięknie przyrody oraz jej wyższości ponad człowiekiem. Tymczasem wróciłam wczoraj z weekendu spędzanego pośród lasów, nad jeziorem i zamrożony w mojej pamięci obraz, który tam widziałam każe mi zmienić podejście do sprawy. Niewiele brakuje, a w najpiękniejszych – ponoć nieskazitelnie czystych i objętych nadzorem – regionach kraju nie starczy za moment miejsca dla przyrody. Człowiek posunął się zbyt daleko. Jego ingerencja w naturę jest zbyt wielka. Tak wielka, że aż szkodliwa. W imię prawdy napisać więc muszę zamiast dziękczynno – chwalebnych pieśni dla natury, przegląd zawartości plecaków turystów, którzy jak grzyby po wrześniowym deszczu, wiosną wylegają na szlaki, polany i wszelakie tereny zielone. Jeździmy nad jeziora, chodzimy po leśnych ścieżkach, górach i piaszczystych plażach. Wystawiamy do słońca zimowe twarze. Żal spędzać weekend w domu, kiedy na dworze ciepło. Pakujemy więc plecaki lub piknikowe kosze i radośnie wyjeżdżamy!

Wędrujemy, jemy, pijemy… zostawiamy śmieci… i przenosimy się w następne miejsce. Scenariusz powtarza się ze zwielokrotnioną siłą w czasie wolnych majowych weekendów i wakacji. Z jednej strony cieszyć się należy, że jako społeczeństwo potrafimy na moment oderwać się od komputerów i wyjechać poza miasto. Z drugiej zaś ogromną złością napawa fakt, że śmiecimy gdzie popadnie! Jeśli to powód do dumy, to niech przecież ludzie wiedzą, że cukierki i batony kupujemy w markecie, którego nazwa zaczyna się na literę B, kabanosy i napoje pochodzą natomiast z tego, który zaczyna się i kończy literą L. Tylko po pierwsze – pochwalić można się w bardziej cywilizowany sposób, niż poprzez zostawianie po sobie resztek i śmieci. Po drugie – czy naprawdę kogoś poza nami obchodzi, co jemy i pijemy w wolnym czasie? Odpowiedź przemilczę.

Butelki PET, puszki po napojach i konserwach, słoiki, papierki, kartoniki, folie, wszelkiej maści i wielkości opakowania – radosna twórczość turystów odwiedzających szlaki. O ekologii napisano już tomy książek i tysiące artykułów. Wydano setki tysięcy złotówek na kampanie promujące zachowania mające na celu ochronę naszej planety. Ciągle jednak świadomość i mentalność dużej części Polaków (i nie tylko) jest daleko poza tym. Lenistwo, niedojrzałość, skutki (braku) wychowania, bezmyślność, ignorancja wobec sił natury… Nie mnie oceniać, co kieruje tymi, którzy w lesie zostawiają po sobie słoik po musztardzie, 9 puszek po piwie, 3 reklamówki „jednorazowe” i opakowanie po chipsach. Brakuje tam tylko krasnala w gipsowej czapce i dmuchanej żyrafy. Bez wątpienia jednak miło będzie znowu po tygodniu odwiedzić to samo miejsce i dorzucić co nieco. Niestety, dostrzec można i takie postępowanie.

Dewastacja „dobra wspólnego” („niczyjego” wg niektórych) i gwałt na przyrodzie trwają. Przed chwilą wróciłam ze swojego codziennego treningu biegowego po lesie. Na „mojej” ścieżce pojawił się nowy obiekt – butelka 0,5l po Żołądkowej gorzkiej. Biegłam więc z nią aż do samochodu, wzbudzając na twarzach mijających mnie rowerzystów litościwy, pełen pożałowania uśmiech…

Anna Kędzierska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *